Rozdział: "Tajemnica piękna"
Tajemnica piękna
Szereg eksperymentów z
cylindrami w Instytucie Medycyny Eksperymentalnej wykazał, że harmonizują
one pracę lewej i prawej półkuli mózgowej.
Idea „złotego środka”
jest obecna od zawsze w przyrodzie, architekturze i sztuce. Symbolizuje go
liczba F=1,6180339... jako
wyznacznik proporcji.
Rozmiary cylindrów Faraona
zawierają w sobie schemat ideału proporcji i głębokiej
harmonii, co wyraża następujący wzór:
l/d = (1/3)Fn2
(do kwadratu), gdzie
l=długość cylindra, d-średnica zewnętrzna, p=3,14, F=1,6180339 –
współczynnik proporcjonalności. Stałe F i p, były znane już starożytnym uczonym. Oto
i inna forma powyższego wzoru:
S1 : S2 = pF: 3/4
gdzie S
1 to pole przekroju osiowego cylindra, zaś S
2 to pole
jego podstawy.
Użycie liczby ¾ jest
samo w sobie ciekawe. Cyfry 3 i 4 (5 również) wchodzą w
rząd cyfr charakteryzujących trójkąty prostokątne za
stronami wyrażającymi się cyframi całkowitymi np. 252=
242+72
W starożytności takie
trójkąty zwano „boskimi”, a te o bokach 3,4,5 zwali „egipskimi”.
Legendarna lira Orfeusza była nastrojona kwartami, co znaczy, że
częstotliwość wibracji pierwszej struny w stosunku do drugiej
wynosiła ¾. Kąt nachylenia bocznych krawędzi piramidy
Hefrena wynosił 53°12’, którego
cotangens równał się ¾.
Po podstawieniu do wzoru nr 1
wszystkich koniecznych wymiarów cylindra, otrzymamy liczbę
równą 5,32.
Co ciekawsze, bliskie tym
wartościom wyrażone są rytmy pracy naszego organizmu.
Częstotliwość pracy mózgu człowieka wyrażona
jest siedmioma liczbami oznaczającymi kolejno siedem faz jego pracy:
2,5;5,3;10,2;22,1;43,8;80;162,9. Tu znowu mamy do czynienia z liczbami 5 i 3,
które to oznaczają częstotliwość fal
kierujących obronna pracą organizmu.
W 1766 matematyk Daniel Ticius
zaproponował metodę liczenia odległości planet od
Słońca za pomocą wzoru (prawo Bode-Ticiusa)
S=0,4+0,3· 2N
   
, gdzie
N=0,1,2,3,4... numery planet. Wyliczona wg formuły odległość
Słońca od Jowisza daje
liczbę 5,2, bliską 5,3.
A teraz skład – cynk,
aluminium i miedź. Wypiszmy (w stopniach Celsjusza) temperaturę
topnienia tych trzech metali
T1=419,5, T2=660,24, T3=1083.
Łatwo
sprawdzić, że ciąg tych liczb tworzy postęp geometryczny, którego
jednostka postępu wynosi 1,618 (F). Dopuszczalny błąd dla cynku i aluminium wynosi 0,028, a dla
miedzi i aluminium 0,014! Stąd nawet komponenty cylindrów
wyrażają harmoniczny charakter jego wewnętrznej struktury.
Można zaznaczyć, że stosunek proporcji dla
równościennej czworościennej piramidy wynosi F, kąt nachylenia ściany
do podstawy wynosi 45°, a
objętość wyraża się liczba 5,32. Trudno
powiedzieć, czy starożytni kapłani wiązali w ten
sposób cylindry ze strukturami piramid.
Istotne jest, że piękno
będące pochodną wyczucia proporcji jest tym, co łączy
świat nauki i żelaznej logiki z poezją, malarstwem i
literaturą.
To, co je łączy, to
właśnie piękno. Równania kryją w sobie tyleż
piękna, co dziewczęce oczy. W głębi duszy każdego
człowieka spoczywa potencjał odbioru piękna estetycznego, jak
też zdolność rygorystycznej analizy. Człowieczeństwo,
godność człowieka, polega na swobodnym korzystaniu z obu tych
drogocennych darów. Widać to wyraźnie w pracach Leonardo da
Vinci jak i Mikołaja Rericha, Alberta Einsteina.
Obrazy Leonarda i Rericha
przekazują w najdrobniejszych szczegółach najdrobniejsze
detale form, w jakich objawia się przyroda, zaś złożona
struktura matematycznych dywagacji Einsteina czyni wrażenie prawdziwego dzieła
sztuki. Wielki chiński poeta Su Shi łączy poetykę i
precyzje iście fizyczną w jednym wierszu:
„Księżyc, zebrawszy swe
promienie w cebrze
Cienką pajęczynę
plecie.”
Racjonalizm i Piękno
żyją w człowieku nierozdzielnie, wpływając na siebie
wzajem. Angielski fizyk Paul Dirackszukał znalazł sposobu
ukierunkowania ruchu elektronu, określając je pojęciem
Piękna.
Notabene, pojecie Piękna
jest również ściśle fizycznym terminem,
służącym do charakteryzowania pewnej grupy cząstek
elementarnych, zwanych adronami. Być może pięknie, znaczy
pełnie, całkowicie?
Wszystko na tym świecie
posiada swoja analogię, myśli, prawa, gwiazdy, wszystko oprócz
Dobra, Piękna i Miłości, gdyż te są wartościami
pierwotnymi i nie podlegają rozumowi. Objawienia piękna są
niezliczone, od szalonej młodości, po poorane zmarszczkami oblicze
mądrego, starczego oblicza. Piękno jest w istocie zakryte dla
nieuważnych oczu. Jego niewyraźne kontury wyłaniają
się stopniowo, jak z mgły, w miarę oczyszczenia duszy.
Piękno formy niejednokrotnie może być wrogiem, gdyż
słaba dusza łatwo czyni się jej niewolnikiem, zaś
piękno treści odwrotnie, uwalnia człowieka. Do dziś
tajemnicą pozostaje, dlaczego sztuka uzyskała swoje największe
pole rozwoju w zakresie odbioru dwóch zmysłów: słuchu i
wzroku. Oczywiście perfumeria i jej osiągnięcia można równie
dobrze nazwać sztuką, ale poziom złożoności i poziom
oddziaływania, na ten przykład „Tokkaty i rugi re-mol” Bacha i perfum
nawet najlepszych marek są nieporównywalne. Choć np. Indianie
jednego z plemion nosili na pasie tykwy z przeróżnymi substancjami
zapachowymi, które wąchali w trakcie jakichś
szczególnie emocjonujących wydarzeń. Potem, by
ożywić ich wspomnienie sięgali po te same zapachy.
Wielość objawiania się form w Kosmosie warunkuje
różnorodność form wyrażającej je sztuki.
Współczesna nauka dopuszcza
możliwość istnienia niebiologicznych form życia
istniejących na poziomie cząstek elementarnych,
współtworzących struktury zdolne przekazywać i
przekształcać informacje. O formach sztuki i takich formach istnienia
można jedynie snuć przypuszczenia. Mimo to, na intuicyjnym poziomie
można wysnuć następujący wywód: moralno-duchowa
treść sztuki jest niezmienna w stosunku jakichkolwiek form
przejawów życia.
Poszukiwania piękna w nauce
i naukowości w pięknie nie raz były powodem tysięcy moich
rozmyślań, niezależnie jednak czy dochodziłem po nich do
jakichkolwiek konstruktywnych wniosków, czy nie, zawsze czułem
się bogatszy o jakąś wiedzę.
Tak np. długo
dręczyła mnie zagadka „listka Paustowskiego”. W jednym z
opowiadań Paustowskiego, pisarza, zadziwiająco subtelnie
opisującego przyrodę, odnaleźć można takie słowa:
„często jesienią śledziłem opadające liście, by
schwycić tę niezauważalną chwilę, gdy liść
oddziela się od gałęzi i rozpoczyna lot. Nie udawało mi
się to bardzo długo. W starych książkach czytałem o
tym, jak szumią opadające liście, sam jednak nigdy nie
słyszałem tego dźwięku. Szum liści był mi znajomy
jedynie takich liści, które już opadły,
leżących pod stopami idącego po nich człowieka. Szum
opadającego liścia zdawał mi się rzeczą równie
abstrakcyjną, co odgłos rosnącej trawy wiosną. Nie
miałem racji. Potrzeba było czasu, by słuch mój
zmęczony hukiem miasta odpoczął dostatecznie. Są jesienne
noce, głuche i ciemne, gdy bezwietrzny mrok panuje nad drzewami i tylko
wózek stróża kołacze z oddali. To była taka
właśnie noc. Latarnia oświetlała studnię, a stary klon
rozpościerał się nad rozczochranym,
pożółkłym krzakiem nasturcji. Popatrzałem na klon i
ujrzałem, jak powoli i ostrożnie od gałęzi oddzielił
się wielki i czerwony liść, drgnął, na mgnienie chwili
zatrzymał się w powietrzu i zaczął ukośnie padać
w moją stronę, lekko się kołysząc. Wtedy po raz
pierwszy usłyszałem szelest opadającego liścia,
brzmiącego jak szept dziecka...”
Wcześniej
również zwracałem uwagę na zadziwiająco
dokładne opisy Paustowskiego i nie byłem w tym osamotniony. W
popularnej książce J.E. Geguzina „Bańki”, wypuszczonej z serii
Kwant, znajduje się paragraf pod nazwą „Bańka Paustowskiego” poświęcony
bańkom powietrza pod cienką tafla lodu na zamarzniętych
kałużach opisywanych przez Paustowskiego.
Szelest opadających
liści poraził mnie. Jakże to możliwe, wśród
słyszalnych rzeczy coś takiego. Przyniosłem ze sobą
garść liści do domu i opuszczałem jeden za drugim na podłogę.
Niczego, niestety, nie słyszałem. Albo odgłosy miasta przeszkadzały
mi w tym, albo słuch mój, otępiały od miasta,
stracił tę unikalna właściwość. Wtedy
powiedziałem sobie: jesteś przecież fizykiem. Przelicz
intensywność dźwięku, który daje padający
liść i porównaj go z najniższym progiem
słyszalności ucha ludzkiego –10 do potęgi minus dwunastej w m2. Wtedy stanie się jasne czy
Paustowski słyszał dźwięk spadającego liścia, czy
mu się zdawało.
Jednak powiedzenie,
powiedziane-wykonane, nie od razu zadziałało i namęczyłem
się sporo, by obliczyć fizyczna teorię „listka Paustowskiego”.
Pomogła mi też praca Lighthilla z zakresu akustyki. Ostatecznie
obliczyłem ja na 0,1-0,4 powyżej progu słyszalności. Zatem,
czułe ucho pisarza istotnie mogło wyłowić dźwięk
padającego liścia.
Może w przyszłości
podręczniki fizyki staną się bardziej przesycone poezją i
bliższe ludzkiej duszy niż suche i napisane skostniałym stylem
książki, jakie muszą czytać obecni uczniowie. Wtedy to
humaniści zachowają, być może, jaśniejsze wspomnienia
z lekcji fizyki w szkole.
„Gdzież zawiódł
cię starożytny Egipt”, pomyślałem, z zadowoleniem
zamykając zeszyt z obliczeniami. Wyszedłem na balkon i długo
patrzałem w bezchmurne niebo.
Co kryje się za tą
lśniącą wspaniałością? Co kryje się za
ruchami miriad gwiazd, w narodzeniu, w śmierci, w tęsknocie
miłości? Jest tam coś, o czym można by powiedzieć: oto
sens wszechrzeczy, nadzieja wszelkiego istnienia, wielki Cud? A może
widzimy to, jedynie bezsensownie pytamy, skąd się to bierze?...