Rozdział: "Wątpliwości. Sekrety starożytnych grobowców"
Rozdział II. Wątpliwości
Sekrety starożytnych grobowców
Nad ranem, jak to często bywa, myśli moje przyjęły
bardziej realistyczny charakter i wywołały lawinę
wątpliwości.
Co tak naprawdę mamy? Zagadkowy rękopis nieznanego nam
człowieka, który przybył do nas niewiadomo skąd. Nigdzie
w literaturze wzmianek o Cylindrach nie znalazłem. Archeolodzy,
najwidoczniej, ich nie znaleźli. Z drugiej strony, co w takim razie
trzymają w rękach egipskie posągi? Być może Cylindry
były własnością tylko wąskiego kręgu ludzi i
kłaść je do sarkofagu razem z mumią właściciela
nie było przyjęte. A te nieliczne, które były w
świątyniach albo przepadły, albo zostały przetopione,
zwłaszcza jeżeli były wykonane z metali szlachetnych.
Mój stosunek do Cylindrów był dwojaki. Z jednej
strony bezkrytycznie wierzyłem i, co najważniejsze czułem,
że Cylindry są wysłańcami wielkiego Egiptu, jego
Miłosierdziem. Z drugiej strony, jako człowiek wychowany na tomach
„Teorii fizyki” Landau, z głęboką nieufnością
odniosłem się do swoich przypuszczeń, jak prawowity marksista ze
strachem patrzący na cygankę, która zaproponowała mu
przepowiedzenie przyszłości.
Później w instytucie, wychodząc na przerwę
zetknąłem się w drzwiach z pracownikiem Instytutu Fizyki
Wową Powermanem, który szeroko i po przyjacielsku się do mnie
uśmiechnął. Zatrzymałem się i uprzedziłem:
„Stój! Nie zbliżaj się. Mów z miejsca, w którym
stoisz”.
Miałem podstawy, żeby obawiać się Powermana.
Tydzień temu spotkałem na ulicy naszego wspólnego znajomego,
który uprzedził mnie, żebym unikał Powermana,
ponieważ ten szanowny dżentelmen pragnie mojej krwi. Co się
stało z przyjacielskim Wową nie powiedział, ale
zdecydowałem na wszelki wypadek przygotować się, o czym i
poinformowałem zdziwionego do granic możliwości Powermana.
-Aaa, to… - Pociągnął Powerman. – Tak, ma rację. Ty
rzeczywiście zasługujesz na karę śmierci.
Po tych słowach opowiedział mi następującą
historię. Pewnego dnia, jak to bywało ze wszystkimi
śmiertelnikami, Wowa poczuł krańcową
niemożność pozostawania w pionowej pozycji. Zmieniwszy to
położenie o 90 stopni i oceniwszy tę sytuację jako ostre zapalenie
korzonków nerwowych, Wowa zaczął myśleć o
poszukiwaniu wyjścia. Jako człowiek obdarzony wyśmienitą
pamięcią przypomniał sobie o mnie i moich zachwytach nad
cudotwórstwem medycyny wschodniej, w szczególności
metaloterapii. Po pół godzinie żona Wowy już
przyklejała plastrem dobrze oczyszczone monety miedziane na jego
lędźwiach. Przewidujący i dokładny Wowa
uwzględnił wszystko, oprócz jednej ważnej
okoliczności. Po trzech dniach, kiedy wyraźnie wyprostowany Wowa
postanowił rozstać się ze swoimi miedzianymi ozdobami,
okazało się to praktycznie niemożliwe. Biedny Powerman był
szczodrze obdarowany owłosieniem i już pierwsza próba
odlepienia jednej z monet wyniosła go do rangi największych
męczenników.
Wowa wył różnymi głosami, ale wszystkie starania,
aby oderwać plastry z przyklejonymi do nich na amen włosami
spełzły na niczym. Pragnąc zobaczyć Wowę w jego
pierwotnej postaci, żona wzięła do ręki nożyczki i
Wowa w końcu pozbył się monet razem ze znaczną
częścią swojego owłosienia.
-Ale przecież mimo wszystko pomogło? – Przymilnie
zapytałem.
-Tylko to ratuje cię przed śmiercią. – Odpowiedział
Powerman i rozstaliśmy się po przyjacielsku.
Szczęśliwie uniknąwszy śmierci z rąk
Powermana, szedłem ulicą i rozmyślałem nad swoimi wywodami.
Mechanizm działania Cylindrów na organizm człowieka może
być: a) chemiczny, za sprawą działania na skórę
tlenków metalu. Coś w rodzaju powermanowskiej metaloterapii, lecz w
bardziej humanitarnym wariancie; b) fizyczny, dzięki naturalnej
różnicy potencjałów między dwoma
różnorodnymi metalami. Nie wiadomo, jaką rolę grają
wypełnienia. Trzeba będzie spróbować potrzymać
Cylindry odwrotnie, tak jak jest zakazane.
Następne dni zajmowałem się z Rusłanem Cylindrami,
kolejno proponując potrzymać je krewnym, przyjaciołom, znajomym.
Po jakimś czasie zaczęło się sprawdzać.
Cylindry uspokajały pobudzonych i stymulowały tych, co wpadli w
depresję. Prawie w stu procentach przypadków eliminowały
ból głowy. Miały zdecydowanie tendencję do normalizowania
ciśnienia krwi u wysokociśnieniowców. Sprzyjały usuwaniu
bezsenności. Praktycznie wszyscy mający kontakt z Cylindrami chcieli
wziąć je na własność. Z tego powodu życzliwy
Rusłan burcząc z niezadowolenia przygotował dla wszystkich
chętnych po parze, a następnie poprosił o litość.
Ja, w charakterze eksperymentu, około godziny potrzymałem
Cylindry w zakazanym ułożeniu, ale oprócz wewnętrznego
uczucia jakiegoś dyskomfortu nic nowego w sobie nie zauważyłem.
Jak się później okazało, bardzo ryzykowałem swoim
zdrowiem. Jedna z moich krewnych, kobieta w średnim wieku, pedagog z
zawodu, bardzo wrażliwie reagowała na Cylindry Faraonów.
Pomagały jej rozluźnić się po zajęciach i odnowić
nerwy. W szkole, w czasie przerw koledzy nauczyciele przybiegali do niej do
gabinetu potrzymać Cylindry, choć minutkę, choć dwie. Tak
oto po kilku latach kontaktu z Cylindrami z dużą korzyścią
dla siebie moja krewna wieczorem w ciemności pomyliła Cylindry i
wzięła je w odwrotnym porządku. Potrzymała tak około
30 minut. Następstwem przypadkowej pomyłki była utrata
świadomości i zaburzenie krwiobiegu w mózgu.
Następująca powoli, ale na szczęście całkowita odnowa
zdrowia odbywała się głównie z użyciem tych samych
Cylindrów.
Były i zabawne historie. Wstąpił kiedyś do mnie
wieczorkiem wyraźnie podpity kolega. Siedliśmy razem przy stole. Rozmawiając
po przyjacielsku popijaliśmy herbatę, a potem dałem mu
potrzymać Cylindry. Po 10-15 minutach zauważalnie
wytrzeźwiał i nieoczekiwanie obraził się na mnie:
„Było mi tak dobrze, a ty coś narobił? Całe upojenie
odeszło”.
Ogólnie taka domowa statystyka wykazała pozytywny
wpływ Cylindrów na organizm człowieka. Sam korzystałem z
nich regularnie i czułem się wspaniale. Jednak wychowanek
„Teoretycznego minimum”, który żyje we mnie, żądał
naukowych badań fenomenu Cylindrów Faraona. I miał on bez
wątpienia całkowitą rację. Niestety, do poważnych
badań było jeszcze bardzo daleko.
Mniej więcej w tym samym czasie otrzymałem awans w pracy i
głowę miałem zaprzątniętą innymi sprawami.
Rusłan i Awtangil także mieli swoje problemy i Cylindry na jakiś
czas odeszły na drugi plan. Tym niemniej Egipt nie pozostawił mnie
samego w Instytucie. Spędzając dużo czasu w samotności z
książkami i wzorami, wcześniej czy później nie
mogłem nie poddać się uczuciu zdziwienia, które powstaje
na pewno u każdego fizyka przy uświadomieniu sobie zaskakującego
podobieństwa wielu, wydawałoby się, najbardziej oddalonych
zjawisk przyrody. Wiedza współczesnej fizyki bardzo wyraźnie
odzwierciedla tę niezwykłą stronę bytu. Trzeźwo myślący
ludzie z dużą korzyścią dla siebie stosowali tą
zagadkową właściwość podobieństwa i dochodzili do
znacznych i ciekawych rezultatów. Spotkałem fizyków,
którzy stracili poczucie realizmu i wychodzących od tezy: raz
się wydarzyło, to już prawdopodobnie zawsze jest tak samo.
Ewidentna głupota otrzymanych rezultatów wcale ich nie
peszyła.
Opierając się na wiedzy z teorii fizyki nagle całkowicie
w nowym świetle zobaczyłem już znajomą mi Szmaragdową
Tablicę Hermesa.
„Prawidłowo, rzeczywiście bez kłamstwa i prawdziwie bez
wątpliwości: to, co jest na dole i na zewnątrz podobne jest
temu, co wysoko i w głębi, i to, co w głębinie i w
górze podobne jest temu, co na dole i na zewnątrz – dla
wypełnienia cudu jedności.
I podobnie
do tego jak Jedność zrodziła z siebie wszystko
przystosowując się, tak wszystkie rzeczy na świecie z jednego
inercyjnego powstały środowiska za pomocą dostosowania: Ojciec
jego – Słońce, Księżyc – jego Matka, nosił go wiatr w
brzuchu swoim, Ziemia wykarmiła ciało i ciało mu dała.
Ojciec wszystkiego, co widzisz tutaj, Wielki Twórca, Pośrednik
Siły, i moc jego pełna i wielka, gdy siła jego,
przenikając, napełnia ziemię. Postaraj się oddzielić
wewnętrzne od zewnętrznego, delikatne od grubiańskiego, z
uwagą i spokojem, ostrożnością rozumienia,
zuchwałością wiedzy…
Tak
postrzegasz chwałę zwycięstwa nad wszechświatem, a potem
mrok i ciemność zastają cię…Tak stworzony jest świat.
Stąd zaczerpnięte mogą być cudne tajemnice i siły
wielkie, czego sposób też jest tu zawarty. Oto dlaczego nazywany
jestem Hermesem Trysmegistem, posiadającym trzy części filozofii
Wszechświata. Zaprawdę, całkowicie zakończone jest to, co
rzekłem o Dziejach Słońca.”
(Hermes Trysmegist).
Jakiż talent trzeba posiadać, żeby w tak odległych
czasach sformułować taką głęboką zasadę!
Prawdę mówiąc, zadziwiające jest podobieństwo praw
Coulomba i Newtona, które doprowadziło Einsteina do myśli o
jedynej teorii pola.
Jakiś czas z zapałem szukałem analogii w fizyce i
odkryłem dla siebie wiele nowości. A wobec Egiptu
przesiąknąłem jeszcze większym szacunkiem. Hermes i
Szmaragdowa Tablica jeszcze bardziej przekonały mnie do tego, że
poziom wiedzy w Starożytnym Egipcie był znacznie głębszy,
niż to powszechnie przyjęło się uważać.
Trafiła mi się kserokopia książki E. Sure „Wielkie
Poświęcenie”, z której dowiedziałem się o systemie
Tarota.
System Wielkich Arkanów Tarota to najwidoczniej jedno z
najbardziej zagadkowych tworów ludzkiego rozumu. Będąc
filozoficznym w swojej istocie być może był jednocześnie
swoistą supermatematyką pozwalającą prognozować
zachowanie znacznie bardziej skomplikowanych obiektów niż te,
które podporządkowują się współczesnej nauce.
Im więcej wnikałem w egipską historię, kulturę
i cudem zachowane skrawki starożytnej wiedzy, tym bardziej
rozumiałem, że mam do czynienia z otchłanią, w
którą przeniknąć jest niewyobrażalnie trudno, nawet
posiadając specjalne przygotowanie w egiptologii. Tym niemniej przy
każdej nadarzającej się okazji dążyłem ku
Egiptowi. Niektóre z cudów starożytności wydały mi
się możliwe do zrozumienia i wyjaśnienia. Na przykład
fenomen z lampami palącymi się setki lat w hermetycznie
zamkniętych grobowcach.
Informacje o nich są zbyt liczne i pochodzą z
różnych okresów, aby można było przypuszczać,
że są wymysłem. W Starożytnym Egipcie, Grecji i Rzymie jako
poświęcenie Bogu Śmierci przy zamykaniu grobowców
zostawiano zapalone lampy. W 1401 roku paląca się lampa została
odkryta w grobowcu Pollanta niedaleko Rzymu. Lampa paliła się ponad
2000 lat. W 1550 roku w dopiero co odkrytym marmurowym grobowcu paliła
się lampa (wyspa Nessida). Palące się lampy w grobowcach
odkrywano w Starożytnym Egipcie, Indiach, Chinach, Ameryce
Południowej.
Próba wyjaśnienia (przez A. Kirchera) tego fenomenu poprzez
połączenie lamp azbestowym knotem sekretnymi kanalikami z wielkimi
rezerwuarami nafty wydaje się nieprzekonywająca. Po pierwsze dlatego,
że w hermetycznie zamkniętym grobowcu bez tlenu lampa i tak
palić się nie będzie. Po drugie - przy obecności
napływu powietrza, jak nietrudno policzyć, jednowatowa świeczka
przez 2000 lat spali około 1,5 tony nafty. Nie warto mówić,
że jest to równoznaczne z dziesiątkami kilogramów
sadzy, której w grobowcach nie znaleziono.
Jako przeciwstawną hipotezę można przypuścić,
że lampy zapalały się po otwarciu grobowca wraz z napływem
powietrza, tworząc iluzję, iż paliły się w ciągu
całego czasu istnienia mogiły. Podobny efekt można byłoby
uzyskać gdyby współczesnym pochowanego był znany np.
biały fosfor, wyróżniający się wysoką
aktywnością chemiczną. Biały fosfor zapala się w temperaturze
+400°C, a w zmielonej postaci już w
temperaturze pokojowej:
4Ð + 5O2 → 2Ð2Î5
Zwróćcie uwagę na fakt, że palące się
lampy odkrywano w miejscach o gorącym klimacie.
Przygotowanie „wiecznej” lampy mogło wyglądać tak.
Kawałek białego fosforu pokrywano cienką warstwą
jakiejś substancji, np. wosku, który z czasem ulegał
rozkładowi i łączył się z knotem niezapalonej lampy.
Do grobowca wstawiano drugą palącą się lampę lub
świeczkę, po czym wejście do niego hermetycznie zamykano.
Paląca się lampa wykorzystywała całkowicie obecne powietrze
i gasła, po wielu latach dostający się do grobowca w czasie
otwarcia tlen zapalał fosfor, a razem z nim „wieczną” lampę.
Otrzymanie fosforu z fosforytów i apatytów to proces
nieskomplikowany i starożytni bez problemu mogli go znać.
Jeden z moich przyjaciół wypowiedział ciekawą
myśl. Starożytni mieszkańcy Egiptu i innych krajów, w
których rozkwitały wielkie cywilizacje Minionych Lat, wskutek
swojego nasiąkniętego religią podejścia do świata
raczej mało zmyślali w swoich opowiadaniach. Było im to po prostu
niepotrzebne. Uczucie boskości, harmonii, naturalnych kontaktów z
przyrodą było dla nich zupełnie wystarczające. I ja sam
spotkałem podobny fenomen wśród głęboko
wierzących ludzi. Najprawdopodobniej jest to skutek obecności w nich
jakiejś intuicyjnej wiedzy o Prawdzie. Po co jeszcze coś
wymyślać, jeżeli to, co najważniejsze i tak jest jasne? W
związku z tym starożytne źródła, legendy,
książki nabierają statusu szczególnej wagi i
prawdziwości. Co zwłaszcza zademonstrował Schliemann,
który odkrył Troję z „Iliadą” Homera w ręku.
Starożytny Wschód niczym gwiazda przewodnia kusi
poszukiwaczy, artystów, poetów. Znam ludzi, będących w
stanie siłą swojego talentu wskrzeszać z niebytu obrazy z dawno
minionych czasów. Na płótnach petersburskich
artystów, braci Marka i Sergieja Pawłowów, w mirażach
mieniących się farb rozciąga się panorama życia
Starożytnego Wschodu. Mauzoleum wielkich zdobywców,
pogrążone w szarej mgle zaludnione place Samarkandy i Buchary,
karawany, odjeżdżające w rozpalone fale pustyni. Wpatruję
się w głębokie emocjonalne płótna i wydaje mi
się, że słyszę stłumione dźwięki wschodnich
melodii i szelest starożytnych manuskryptów, skrywających
wieczne tajemnice Życia i Śmierci...