Rozdział: "Kaukaskie tajemnice"
Kaukaskie tajemnice
Będąc zdziwiony tym, że rękopis, zawierający
informację o Cylindrach Faraona, udało się znaleźć
właśnie na Kaukazie, zainteresowałem się historią
kaukaskich ludów.
Dowiedziałem się, że u Herodota jest ciekawe opowiadanie
o egipskim pochodzeniu Kolchów – ludu zamieszkującego
starożytną Kolchidę. Egipcjanie na Kaukazie? To coś nowego
dla mnie!
W XIII stuleciu p.n.e. faraon Ramzes II (Sezostris), jak opisuje Herodot,
„… przybył nad rzekę Fazis” (dziś – rzeka Rioni). Nie
mogłem dokładnie powiedzieć czy sam król Ramzes,
oddzieliwszy pewną część swojego wojska pozostawił ja
tam, aby zasiedlili kraj czy też niektórzy z jego
żołnierzy, niezadowoleni z jego wędrówek samowolnie
pozostali nad rzeką Fazis. Prawdopodobnie Kolchowie pochodzą
więc od Egipcjan. Wypowiadam tylko przypuszczenie, sam doszedłem do
tego zanim, usłyszałem od innych, a ponieważ to mnie
zainteresowało to zacząłem pytać tych i innych. Ciekawe,
że Kolchowie lepiej pamiętali Egipcjan niż Egipcjanie
Kolchów. Egipcjanie mówili, że według nich Kolchowie
pochodzą od wojska Sezostrisa. Sam tak przypuszczałem z powodu ich
zewnętrznego podobieństwa. Kolchowie też są ciemnoocy i
kędzierzawi jak Egipcjanie. Zresztą to o niczym nie świadczy,
ponieważ są też inne narodowości z podobnymi przymiotami.
Dużo ważniejsza jest okoliczność, że Kolchowie,
Egipcjanie i Etiopczycy jedyni ze wszystkich ludzi od początku dokonywali
obrzezania… Syryjczycy i sąsiedni Makroni twierdzą, że
stosunkowo niedawno nauczyli się tego od Kolchów. Teraz
przytoczę jeszcze inny dowód pokrewieństwa Kolchów i
Egipcjan: oni i Egipcjanie jako jedyni obrabiają len i to tym samym
sposobem, i w ogóle cały styl życia i ich języki są
do siebie podobne.
Dmitrij Bakrchadze Drugi w 1860 roku w „Szkicach Megrelii, Samurzakani
i Abchazji” pisał: „Abchazi pochodzą od egipskiej kolonii,
którą Sezostris Wielki w XII wieku przed narodzeniem Chrystusa
zasiedlił na brzegach Ponta Ewksinskiego (Morza Czarnego), czego dowodem
mogą być niektórzy współcześni autorzy
wskazujący na podobieństwo abchaskich fizjonomii z rysami twarzy,
zachowanych na mumiach egipskich, na utrzymane w ich języku koptyjskich
słów, na wspólne obyczaje w życiu obu ludów, a
nawet niektóre stare Kolchowskie monety, które mają styl
monet egipskich.”
Już w naszych czasach 145-letni Abchaz Mażagw Adlejba z
wioski Otap opowiadał, że w Abchazji było wielu Arabów,
którzy wyszli z Msyra (Egiptu).
W legendzie przytoczonej przez D.I. Gulię w jego „Historii
Abchazji” mówi się, że w starożytności Abchazi
mieszkali w Msyrze (Egipcie), a ich wódz wziął na wychowanie
syna wielkiego króla. Podczas zabawy chłopcu przypadkowo wybito
oko. I Abchazi, bojąc się gniewu wielkiego króla (faraona),
zdecydowali się uciec na północ. Taką oto drogą
Cylindry Faraona mogły dostać się na Kaukaz!
Mówiąc otwarcie, byłem oszołomiony tą
informacją. Przecież w dzieciństwie mieszkałem w Abchazji,
chodziłem po tych miejscach, gdzie być może stąpali
wojownicy Ramzesa II, kolegowałem się w szkole z
chłopcami-Abchazami, którzy mogli w sobie nieść geny
ludzi z kraju Chem…
W tej ziemi leżą moi przodkowie. W moim wyobrażeniu
zaczęła się formułować prawie mistyczna linia
łączności ze Starożytnym Egiptem, idąca od samego
dzieciństwa i mająca silne podparcie w postaci jednego dziwnego
wydarzenia.
Pewnego razu, kiedy pracowałem nad tą książką,
przyszła do nas sąsiadka, żeby poczęstować nas
cukierkami przysłanymi z Niemiec…
-A to, to pewnie jakaś gra, też była w paczce, nam nie
jest potrzebna, weźcie
dla
waszego syna. – Powiedziała.
Podziękowałem. Zamknąłem za nią drzwi,
rozwinąłem papier i zdębiałem… W rękach miałem
współczesną stylizację staroegipskiego papirusu,
całkowicie wykonaną według receptury starożytnych Egipcjan.
Były na nim przedstawione podstawowe hieroglify i liczbowe oznaczenia
kraju Chem… Potraktowałem papirus jako znak z niebios i powiesiłem go
na ścianie nad swoim łóżkiem.
„Amsyrkiaad” to abchaskie słowo, oznaczające „papier
papirusu” i całkowicie pokrywa się fonetycznie ze staroegipskim
słowem o tym samym znaczeniu… I nazwa zaludnionego punktu Miussery w
Abchazji tłumaczy się z abchaskiego jako „Egipt”.
Podobieństwo języka abchaskiego i staroegipskiego rzuca
się w oczy nawet niespecjaliście. Nieduża abchaska
miejscowość Gandripsz (Gantiadi) położona jest nad brzegiem
bystrej górskiej rzeki Chaszupsa. A czyż nie brzmi podobnie ta
nazwa rzeki do imienia królowej XVIII dynastii Chatszepsut (1525-1503 r
p.n.e.), żyjącej 250 lat przed przyjściem oddziału
Sezostrisa na brzeg Ponta Ewksinskiego? I czyż nie naturalne było dla
Egipcjan, tęskniących za swoją ojczyzną, nadawanie
miejscowym obiektom geograficznym imion swoich znamienitych przodków?
Wykopaliska archeologiczne potwierdzają aktywną ludzką
działalność w rejonie rzeki Chaszupsa. W 1917 roku były tu
odnalezione topory z brązu, których wiek określa się na
trzy tysiące lat. Czyje one są?
W abchaskiej nazwie rzeki Chipsta tak jakoś
ciągnęło mnie, żeby usłyszeć imię faraona
Cheopsa. Wiedziałem jednak, że Cheops to grecka transkrypcja imienia
faraona Chufu, tak więc nie dałem się skusić. Zresztą
w tych miejscach mieszkali także Grecy i miejscowa toponimika mogła
przechodzić najbardziej wymyślne przekształcenia.
A jakim sposobem na glinianym rondelku z grobowca w abchaskiej
miejscowości Dapnari znalazł się wizerunek orła czy
też sokoła-człowieka? Czyż to nie jest bóg Horus?
Podczas wykopalisk miasta Kolchida wśród znalezionych
rzeczy, była złota podwiązka w kształcie główki
byka, na którego czole oznaczono trójkąt. Przecież to
Apis! Święty byk ciemnej barwy z białym trójkątem na
czole, uważanym przez Egipcjan za symbol płodności Nilu. A len,
o którym wspominał Herodot? Lniane płótno, które
w Zachodniej Gruzji uważane było za święte, tak samo jak w
Starożytnym Egipcie. Herodot opowiada, że w Egipcie zakazane
było wejście do świątyni w wełnianej odzieży i
tym bardziej nie wolno było w takowej chować zmarłego.
Tak było i w Starożytnej Kolchidzie. Resztki lnianej
odzieży znaleziono w grobach V-III w p.n.e. w Dablagami i Wani. W
poprzednim stuleciu w Gurii (Gruzja Zachodnia) zachował się obyczaj
zawijania zmarłego w lniane płótno domowego wyrobu.
Jeszcze stosunkowo
niedawno w Abchazji przy zbiorach lnu bogini roślin i urodzaju Kwikwin
przynoszono bezkrwawą ofiarę, przy czym, mogły to robić
tylko kobiety. Do uprawy lnu w Kolchidzie były wspaniałe warunki:
wilgotny klimat i ciepło. A rzeka Rioni posiada nie mniej mułu
niż woda świętego Nilu. Przypuszcza się, że Kolchowie,
tak jak Egipcjanie, od najdawniejszych czasów umieli wykorzystywać
wylewy Fayusu do zamulenia swoich pól.
Abchazja to kraj pełen tajemnic i zagadek.
Gdy byłem dzieckiem mieszkałem w Suchumi i
słyszałem historie o zatopionym w dawnych czasach legendarnym
mieście Dioskurii, które spoczywa na dnie suchumskiej zatoki.
Często po silnym sztormie tubylcy znajdowali na brzegu złote, srebrne
i miedziane monety. W końcu zeszłego wieku w mieście
istniał prawdziwy przemysł zdobywania starych przedmiotów
wyrzuconych przez morze.
Już w naszych czasach na dnie morza odkryto ruiny budynków.
Niestety, głębiny Suchumskiej zatoki i gruba warstwa mułu na
dnie nie dają możliwości prowadzenia dokładnych badań
archeologicznych. Głębokość dna gwałtownie rośnie
od brzegu… Prawdopodobnie na początku naszej ery była katastrofa
tektoniczna. Są też fakty przeczące tej hipotezie.
Historia miasta jest niesamowicie ciekawa. Bracia bliźniacy Kastor
i Poluks, towarzysze legendarnego podróżnika Jazona, porzucili go w
okolicach dzisiejszego Suchumi, gdzie leżała abchaska osada Akua,
założyli miasto, któremu nadali nazwę Dioskuria, tj.
miasto bliźniaków. Synowie Zeusa i Ledy, dwaj bracia, dokonali
wielu czynów.
Kastor wsławił się jako pogromca koni, a Poluks
okazał się mistrzem walki wręcz. To był VII-VI wiek p.n.e.,
prawie pół tysiąclecia po przyjściu do Kolchidy
wojowników Sezostrisa…
Dzięki dogodnemu miejscu położenia, na skrzyżowaniu
szlaków handlowych, Dioskuria szybko się rozrastała. Historyk
Strabon pisał o tym, że miasto służyło jako
wspólny port targowy i bito w nim własną monetę! „Tam
zbierało się do trzystu nacji, mówiących w
różnych językach. W konsekwencji my (Rzymianie)
musieliśmy prowadzić swoje interesy przy pomocy stu trzydziestu
tłumaczy” – opowiada rzymski pisarz Pliniusz Sekund.
W suchumskim muzeum krajoznawczym znajduje się marmurowa nagrobna
stela czasu zaginionej Dioskurii (V-IV w p.n.e.), znaleziona pod wodą w
ujściu rzeki Besletki. Gdy byłem jeszcze dzieckiem, stałem w
muzeum obok steli wpatrując się w wyżłobione wizerunki
dwóch kobiet i chłopca. Z ich twarzy wiało cichym smutkiem…
Do pierwszego wieku naszej ery, szczególnie po wojnie
między rzymskim dowódcą Pompejem a królem Mitridatem
VI, miasto doprowadzono do ruiny. Mniej więcej w tym czasie Dioskurię
dosięgła tragedia – ogromne osuwisko (lub trzęsienie ziemi), w
rezultacie którego znalazła się na dnie.
Na miejscu zaginionej Dioskurii Rzymianie założyli osadę
wojskową, nazwaną Sewastopolisem. Jednak miasto to nigdy nie
osiągnęło sławy byłej Dioskurii. A już
później w IV wieku w gruzińskich kronikach wspominana jest
nazwa miasta Cchum. Po jakimś czasie mieszkańcy wznieśli na
terytorium swojego państwa sławny Abchaski mur – budowlę
obronną, która ciągnęła się przez cały
kraj na setki kilometrów. W dzisiejszych czasach jest już w znacznym
stopniu zburzony.
Na południe od Suchumi wzdłuż brzegu rozciąga
się jego miasto-satelita Kelarsuri. Tutaj w strefie przybrzeżnej stoi
jedna z wież abchaskiego muru. Przyjeżdżałem tutaj
kąpać się razem z moimi rodzicami. W niebieskiej wodzie
majaczyły szare bloki stopionych w całość
głazów – odłamki zawalonego muru obronnego. Ja też
budowałem małe wieżyczki z piasku. Mokry materiał budowlany
szybko wysychał na słońcu i osypywał się cienkimi
stróżkami. Nadawało to mojej twierdzy starożytny i
opuszczony wizerunek. Potem nadbiegała większa i szybsza fala, a moje
wieżyczki topniały w oczach, ale nie martwiłem się tym
tylko budowałem nowe.
Moje dzieciństwo w tym mieście, przyjemne i miłe,
było niezwykłym podarunkiem losu. Rodzice często
wyjeżdżali, a ja zostawałem z dziadkami. Na pewno był to
najszczęśliwszy czas w moim życiu. Nigdy więcej
później nie zanurzałem się w taki ocean dobroci i
ciepła.
W tych legendarnych miejscach tajemniczymi, niewidocznymi
ścieżkami z pokolenia na pokolenie była przekazywana informacja
o Cylindrach Faraona. Trzy tysiące dwieście lat minęło od
czasu, gdy wielki Ramzes skinięciem ręki odprawił swoje wojska
na północ…
Oczarowany tajemnicą pochodzenia cylindrów, starałem
się odnaleźć ślady w pozostałościach innych
cywilizacji, ale starannie wpatrywałem się w moai z Wysp
Wielkanocnych, w wizerunki płaskorzeźb Bechistuńskiej
skały, w świątynne rzeźby Angkora i Indii…
Tylko w tekstach medycznych, tekstach na glinianych tabliczkach z
Aszura i Ninewii, datowanych na XI-VI w p.n.e. odkryto informację o
metalowych rurkach, wykorzystywanych obok innych starożytnych instrumentów
medycznych. Ale kto wie, co to były za rurki…
W „Księdze proroka Jaguara” (świętej księdze
Majów) tak opisany jest upadek zagadkowej krainy (Atlantydy?): „Nagle
nadleciała gigantyczna ulewa, lał deszcz, a kiedy trzynastu
bogów porzuciło swoje berła, oberwały się niebiosa,
spadły na ziemię, a wtedy czterej bogowie, jak cztery głazy
zgniotły ją…” Ale berła mogły być symbolami
władzy, a u różnych ludów wyglądały
różnie.
Tak więc, rozwiązanie zagadki Cylindrów Faraona
zaciera się w świątynnych egipskich misteriach. Och, gdyby tylko
przemówiły zaginione teksty Aleksandryjskiej biblioteki!
Zresztą, Cylindry mogły być uważane za tajemnicę
szczególnie ważną i z tego powodu nie trafiły na strony
bibliotecznych rękopisów.
Na geologicznej mapie Północnej Afryki znalazłem
wzmianki o wszystkich komponentach, koniecznych do wykonania Cylindrów.
Dodatkową informację dotyczącą egipskich
„śladów” w Abchazji otrzymałem od moskiewskiego dziennikarza
Andreja Djatlowa. Okazał on duże zainteresowanie Cylindrami Faraona i
został autorem pierwszej publikacji na ten temat w gazecie „Komsomolskaja
prawda” 29.03.1996 roku w jednym z listów oświadczył:
„…dzisiaj z ciekawości złapałem jedną
książkę do poczytania, napisaną na podstawie „Antologii
tajemniczych przypadków”, która drukowana jest w „Technice
Młodzieży”. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy znalazłem
tam artykuł „Murzyni w kraju złotego runa” – o abchaskich murzynach,
których być może sami widzieliście, a będących
tam w pokaźnej ilości od dawien dawna. Tam wychodzą na jaw, tak
mi się wydaje, znajome już dla was fakty (Herodot itd.), ale jest
jeszcze coś być może, co umknęło waszej uwadze.
W artykule jest mowa, w prawdzie bardzo krótko, o odkryciach
pisarza Dmitrija Gulia na temat historii Abchazji i o Kolchach. W szczególności
podaje się wielce interesujący spis nazw geograficznych.
Przytoczę je w tej kolejności, w której są podane w
książce.
Uwaga! Pierwsze słowo to nazwa w Abchazji, drugie – w Abissynii
(!):
MIEJSCOWOWŚCI, WSIE, MIASTA
Gumma – Gumma
Bagada – Bagad
Samcharija – Samchara
Nabesz – Chebesz
Akapa – Akapa
Goandara – Gondara
Koldachwari – Kotlachari
Czelou – Czelow
RZEKI
Tabakur – Dabakur
Chobi – Chobi
Guma – Guma
Atbara – Atbara
Abasza – Abasza
IMIONA
Zaschan – Zaschal
Szabak – Szabaku
Gubaz – Gubaze
Szrdyn – Szardak
Salida – Sabita
Historia się powtarza. Mogę przypomnieć wam o
Paryżach i Berlinach w Rosji – tak swoje osady nazywali
żołnierze, którzy powrócili z wypraw przeciw
Napoleonowi i wędrujących po Europie, mniej więcej tak jak od
rosyjskiego „bystro” (szybko) powstało francuskie „bistro”, a
spoglądając na mapę Ameryki (USA), widzimy ocean
Petersburgów, Moskwy, a Orlean (wprawdzie Nowy), a York! Emigranci z
różnych miejsc pozostawiali pamiątki po ojczyźnie – tak
było dla nich łatwiej i przytulniej.
Nazwy rzek i imion jednak są najstarsze. Miastom można
było zmienić nazwę i nazwać później choćby
po zanzybarcku, co teraz dzieje się w naszych miastach z przywracaniem
nazw ulic. Imiona własne i nazwy rzek, jezior, lasów i gór
zachowują się przez wieki.
Patrzę w atlas geograficzny… Rzeczywiście! Atbara to
dopływ Błękitnego Nilu, wychodzi z Abisyńskiego
wzgórza w Etiopii. Zasilana jest przede wszystkim przez deszcze
monsunowe i topniejące w górach śniegi. I taka też rzeka
płynie w Abchazji. Etiopia przeplata się też z Egiptem ciasnymi
historycznymi więzami. Była nawet dynastia faraonów, w
których żyłach płynęła etiopska krew.
Tak więc, jasne jest jedno: odległości nie były
przeszkodą dla ludzi także w tamtych czasach. Oto, co pisze Aleksandr
Snisarenko w swojej najciekawszej książce „Trzecia strefa
mądrości”: „Historyków i religioznawców od dawna
zastanawia jak gdyby niczym nieuzasadnione podobieństwo między
niektórymi stronami kultów w krajach, tworzących jakby pas
między trzydziestym a czterdziestym równoleżnikiem
półkuli północnej Egipt – Mezopotamia – Indie – Chiny –
Japonia. Logiczne jest przypuszczenie, że i kult Księżyca, krowy
i byka, których rogi przypominają rogi naszego satelity
(nieprzypadkowo wszyscy bogowie Księżyca przedstawiani byli z rogami)
przynieśli do Egiptu kapłani-pielgrzymi. Z Indii? Na razie jest to
ostatni punkt, z którego można prześledzić początek
wielu migracji. Ale nie pierwszy, nie jest to kolebka. Uważa się, i
nie bez podstaw, że egipscy i indyjscy kapłani przyszli w te strony
jako najeźdźcy z bardziej rozwiniętego kraju. Jakiego?
Odpowiedzi na razie brak. Jasne jest jedno – wiedza, jaką posiadali,
dawała im nieograniczoną władzę nad miejscowymi
plemionami”.