Rozdział: "Tajemniczy rękopis"
Tajemniczy rękopis
„Przestrzeń wypełniona jest obrazami Prawdy,
                             
Ludzie nazywają je ideami.
W przestrzeni unoszą się nieocenione skarby ducha.
..........
Ukryte przejawy Kosmosu świecą dla oka poszukującego.”
N. Rerich „Starożytne legendy”
Jeżeli założyć istnienie całkowitej lub
częściowej przypadkowości naszej egzystencji na tym świecie
albo, powiedzmy, niejawny kontakt z rozumem wyższego poziomu, to
jakiś system przekazu informacji za pomocą znaków powinien
istnieć. To może być skrawek papieru, sen, przypadkowo,
wydawałoby się, spotkany człowiek. Zwróćcie
uwagę także na to, że mocne, jasno sprecyzowane życzenia
mają tendencję do spełniania się w naszym życiu.
Można, oczywiście, powiedzieć, że odbywa się to w
rezultacie ukierunkowanej działalności pragnącej osoby, ale
można dopuścić i ukrytą pomoc z zewnątrz. Być
może też, odbywa się i jedno i drugie jednocześnie. Nie widzę
przekonujących faktów, które jednoznacznie potwierdzają
prawdziwość pierwszego lub drugiego punktu widzenia. Ale
niejednokrotnie widziałem, jak dosłownie z pustki wyłania
się informacja na nurtujące mnie pytanie.
Tak czy inaczej, w jeden z tych szczęśliwych dni,
przyszedł do mnie Rusłan, trzymając w ręku cieniutki skrypt
rękopisu.
-Co to jest? – Zainteresowałem się.
-A zaraz się przekonamy. - Odpowiedział mój
przyjaciel, dosiadając się do stołu.
Po kilku minutach poznałem historię pojawienia się starego
rękopisu w moim mieszkaniu w Tbilisi. Litościwy Rusłan
pomagał swojej sąsiadce-staruszce w naprawie przeciekającego
dachu. Przyjęcia pieniędzy, zaproponowanych jako dowód
wdzięczności, Rusłan odmówił. Nie przyjął
też wina. Staruszka zamyśliła się: „A wiesz co,
młodziaku…, mam w komórce składzik starych książek.
Przejrzyj sobie, może wybierzesz coś dla siebie”. Rusłan
zainteresował się i razem z gospodynią zszedł do
komórki. Książki nie wydały się ciekawe, ale
leżący wśród nich rękopis od razu rzucił mu się
w oczy. Przejrzawszy go szybko, mój przyjaciel przekonał się,
że to jest to, czego mu potrzeba: magia, zaklęcia, wywoływanie
duchów.
-A można wziąć to? – Zapytał Rusłan i takim
sposobem otrzymał rękopis. Rozstali się z gospodynią
wzajemnie usatysfakcjonowani.
Pochyliliśmy
się nad rękopisem. Były tam informacje o starych magicznych
obrzędach Ludów Wschodu. Jak urodzić chłopca,
dziewczynkę, jak zostać jasnowidzem, jak wzmocnić swojego ducha
i ciało. Co nieco z tego, co było tam napisane wydało mi
się jakoś znajome, gdyż jako dziecko mieszkałem w
Lenkoranii, u podnóża Tałyskich Gór i na własne
oczy widziałem niektóre zadziwiające obrzędy
tubylców.
Przerzuciwszy 46 stronę, zrobiło mi się zimno:
„sposób kontaktowania się z bogami w Starożytnym Egipcie” –
przeczytałem i zobaczyłem rysunek człowieka z dwiema
krótkimi laseczkami w rękach.
-Rusłan! To jest to! – Dziko wrzasnąłem i obydwaj
wbiliśmy się w tekst.
Tak! To naprawdę były one – Cylindry Faraonów.
Dwie
wydrążone rurki nazwane w rękopisie Księżycową i
Słoneczną, wykonane według dokładnie przedstawionej
receptury z miedzi i z cynku, ze specjalnym wypełnieniem,
służyły faraonom i kapłanom jako środek do
łączności z bogami i podładowania się energią
Kosmosu. Księżycowy Cylinder – w lewej ręce, Słoneczny – w
prawej. Odwrotne ułożenie było kategorycznie zabronione.
Przed nami leżało rozwiązanie od dawna niepokojącej
nas tajemnicy. Spojrzeliśmy na siebie.
-Jutro się nimi zajmę. - Odchylając się na oparciu
krzesła powiedział Rusłan.
Milcząc
pokiwałem głową.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć i w myślach
jeszcze raz kartkowałem rękopis. Tak więc czym są zagadkowe
Cylindry? Jakiś skomplikowany schemat! Miedź, cynk i
złożone wypełnienie. Podstawowy metal dla Księżycowego
Cylindra to cynk… Aż zadrżałem. A czy w ogóle w Starożytnym
Egipcie wiedzieli, co to cynk? Miedź znali, to na pewno, ale cynk…
Wstałem z łóżka i włączywszy lampkę na
biurku podszedłem do półek z książkami.
Przekopując swoją całkiem obszerną bibliotekę
przeczytałem: „cyna, ołów, cynk i antymon należą do
pierwiastków starożytności”. No, to już jest coś. A
nazwa „cynk” pochodzi jak się okazuje od łacińskiego słowa
oznaczającego bielmo lub biały nalot.
Jeszcze w jednej książce odkryłem odsyłacz do
znanego angielskiego uczonego J. Bernala: „Dawni chemicy - pisze J. Bernal, -
znali przynajmniej 10 pierwiastków chemicznych – złoto, srebro,
miedź, cyna, ołów, rtęć i żelazo, a także
siarkę i węgiel. Oprócz tego korzystali z różnych
stopów innych pierwiastków, takich jak cynk, antymon i arsen”.
Nic więcej nie znalazłem. Zgasiłem światło,
położyłem się i zacząłem metodycznie kopać w
swojej pamięci. Chińska „Księga o Harmonii Wszechświata”,
uwagi M.P. Dokiela o strukturze świata, dziesięciotomowa encyklopedia
„chemii ogniowej” Biringuccio, dwanaście ksiąg Gieorgija Agrykoli „O rzemiośle górniczym i
metalurgii”, „Chemia naturalna” Giovaniego Batisty Dellaporty, „Traktat o
chemii” Nicole’a Lefevre… O większości z tych książek tylko
słyszałem, ale ich nie czytałem, a nawet jeśli
czytałem, to tylko jakieś fragmenty. Spróbuj je zdobyć!
A! Mam: znalazłem fragment z „Kentenberyjskich opowiadań” Jeffrey’a
Chosera, poety i giermka Edwarda III. Akurat w tym fragmencie pisze o
księżycowych i słonecznych znakach pierwiastków. I w tym
momencie mnie olśniło.
Runąłem
do półek z książkami. Gdzie ona jest? Pośpiesznie
otworzyłem książkę i szybko znalazłem potrzebną
mi stronę:
„Jeszcze powiem, że na świecie istnieje
Siedem ciał stałych, a lotnych cztery.
Pan mój tak często o nich mówił,
Że w końcu i ja się ich nauczyłem.
Lotne to arsen, rtęć, oraz siarka
I amoniak. Inna jest twardych miarka
I znak też inny: złoto – słońca znak,
Srebro – księżyca ostatniej kwadry znak.
Żelazo – Mars, Merkury to rtęć,
On i w metalu oszukać chce.
Saturn – ołów, a cyna – Jowisz,
I miedź to Wenus. Setki kolb wytarłem,
I choćbym ziarnko na dnie,
Choć odblask słoneczny zobaczyć mógł”.
I oto: srebro – księżycowy znak, a złoto –
słoneczny. Cylindry w rękach faraonów były raczej ze
złota i srebra! A z miedzi i cynku były zrobione dla szerszego
dostępu. Nie każdy kapłan, prawdopodobnie, mógł
sobie pozwolić na cylindry z drogocennych metali.
Przypomniałem sobie faraona Menkaura z cylindrami w rękach
obok bogini Hator i Nomy. Pięknolicą boginię Hator w Egipcie
często nazywano „złotą”. W grupie rzeźb stoi po prawej
stronie władcy Egiptu, a przecież w prawej ręce zalecane
było trzymanie słonecznego cylindra. Poczułem, że zaczynam
przenikać w skomplikowaną symbolikę Egipcjan. Gdzieś
jeszcze słyszałem słowa „księżycowy” i
„słoneczny”… Przypomniałem sobie – w starożytnej chińskiej
medycynie. Jej podstawę stanowiła nauka o dwóch
zwalczających się wzajemnie pierwiastkach „jin” i „jang”. W myśl
tego wszystko, co można odnieść do gorącego, wysokiego,
błyszczącego, oświeconego nazywano „jang”, a to, co zaciemnione,
ulotne, nieoświecone to „jin”. Słońce na przykład to
„jang”, a Księżyc „jin”. Wziąłem z innej półki
książkę Havaa Luwsan o wschodniej refleksoterapii.
Otworzyłem ją i przeczytałem: „zgodnie z tradycyjnymi
starożytnymi wyobrażeniami lewa strona ciała odpowiada „jang”, a
prawa „jin”. Czyli prawa ręka jest księżycowa, a dlaczego
więc Słoneczny Cylinder Egipcjanie brali do prawej ręki? Czy to
jakaś regulacja organizmu przeciwnymi strumieniami? Ale w tym miejscu
wstępowałem już w dziedzinę całkowitych
przypuszczeń. Jasne jest przynajmniej jedno: Cylindry są
kawałkiem jakiegoś złożonego i rozgałęzionego
systemu wiedzy, całego filozoficznego systemu.
Usnąłem dopiero nad ranem i we śnie nadal
odczuwałem dotyk nieznanej wiedzy.