Rozdział: "Duchy i metaloterapia"
Duchy i metaloterapia
W poniedziałek rano zajrzał do mnie do laboratorium
mój dobry przyjaciel i kolega Awtandil Bachtadze.
- Posłuchaj „Ramzes”. Wiesz, co to może być? Tubus do
przechowywania papirusu albo pergaminu.
Aż podskoczyłem. Genialne! Jak mogłem się nie
domyślić od razu? Oczywiście, że w cylindrach musiało
coś być przechowywane. Jednak po przemyśleniu wyraziłem
powątpiewanie:
-Wiesz, to wygląda prawdopodobnie, ale zwoje egipskie były
duże, a cylindry są małych rozmiarów.
-No, to znaczy, że w tych cylindrach przechowywali małe
zwoje. - Nie namyślając się odparł Awtaidil.
W późniejszym czasie, rzeczywiście widziałem w
Ermitażu małe zwoje papirusu.
-A po co dwa cylindry? Po jednym w każdej ręce.
-W drugim jest kopia. Na wszelki przypadek.
-No, to już są twoje fantazje. – Odrzuciłem ten
pomysł. – Nie jest przesadą
nosić
dwa papirusy jednocześnie? O czymś takim nawet absolwenci
politechniki nie myślą w dzień otrzymania dyplomów.
Wieczorem jeszcze raz przewertowałem wszystkie wersje
dotyczące cylindrów. Lektyka, pieczęcie, tubusy… Na
pieczęcie są zbyt duże, na tubusy zbyt małe. Serce
podpowiada, że to coś ciekawego. Coś w tym jest.
Postanowiłem zająć się czymś innym i
zacząłem kartkować książkę o metaloterapii,
którą podarował mi mój przyjaciel Rusłan
Dobrowolski. To bardzo zadziwiający człowiek! Może bez snu
siedzieć i studiować albo przepisywać jakąś starą
książkę. Interesują go najbardziej ludowe i nietradycyjne
metody leczenia. Dwa razy
pomógł mi i moim bliskim w przypadkach jakiś nieznacznych
„niedyspozycji” w organizmie. Trzeba jednak powiedzieć, że robił
to bardzo profesjonalnie. Dzięki niemu, zebrała się u mnie
niemała kolekcja kserokopii książek i rękopisów na
temat masażu, ziół i hinduskiej filozofii. I ręce ma
złote. W domu wszystko chodzi jak w zegarku. Zbliżył nas do
siebie i połączył sport. Czasy treningów już dawno
minęły, lecz przyjaźń pozostała. Rusłan jest
specjalistą do spraw pracy z metalami, choć nie zapoznał
się z dziesięcioma tomami „Teorii fizyki” Landau. Pozwala mu to
mieć niezależne i bezstronne spojrzenie na rzeczy. Jakiś czas
chodził pochłonięty opisem jakiegoś niestandardowego
sposobu wywoływania duchów. Przy czym ujęła go w tym
sposobie konkretność działań: „weź to i to, o dwunastej
w nocy udaj się w księżycową noc na szczyt
okrągłego wzgórza i zrób to i to”.
Udział w wywoływaniu duchów Rusłan
zaproponował także mnie. Ja jednak się sprzeciwiłem:
-Doktor fizyki, nocą w krzakach wywołujący duchy… Nie,
to nie dla mnie.
Moja granica wytrzymałości jako fizyka i tak już
dzięki twojej uprzejmości przesunęła się
wystarczająco daleko. W naszym środowisku z duchami można
porozumiewać się tylko za pomocą równania Szredingera i
tensora Ricci’ego, i nie chciałbym naruszać tej tradycji.
Niestety, wywoływanie duchów, co do którego,
prawdę mówiąc, coś mnie jednak ciągnęło,
nie odbyło się z powodu braku turmalinu o odpowiednich rozmiarach, co
było jednym z atrybutów w tych działaniach. Metaloterapia,
przecież, mnie zainteresowała. Jako ogromny pasjonat siatkówki
wiedziałem, czym jest ból w plecach po intensywnym treningu i
zdecydowałem przy okazji wypróbować ten sposób
leczenia.
Rusłan zainteresował się cylindrami w nie mniejszym
stopniu, niż ja i niejednokrotnie omawialiśmy z nim ich prawdopodobne
przeznaczenie, wypowiadając chyba najbardziej fantastyczne hipotezy.
Literatura na temat Egiptu jak gdyby nabrała wody w usta o tych
cylindrach.